piątek, 15 sierpnia 2014

Thirty

Otworzyłam ciężkie powieki, starając się oprzytomnieć. Chciałam się jakoś poruszyć, ponieważ pozycja, w jakiej aktualnie się znajdowałam, nie była wygodna. Lecz nie mogłam. Coś albo ktoś mnie przytrzymywało. Otworzyłam szerzej oczy, rozglądając się na boki. Byłam przywiązana grubymi sznurami do drewnianego krzesła. Owe sznury okropnie drapały moją skórę; miałam ochotę się podrapać, ale - jak już mówiłam - nie mogłam. Spojrzałam na teren przede mną. Nie miałam bladego pojęcia gdzie się znajduję. Było ciemno, zimno i trochę wilgotno. Prawdopodobnie nigdy wcześniej tu nie byłam. Jedyne, czego byłam pewna, to to, że nie było to w żadnym pomieszczeniu, a gdzieś na zewnątrz. 
- O, - odezwał się jakiś głos - w końcu się obudziłam.
Spojrzałam na bok i zobaczyłam podchodzącego do mnie Luke'a. Wszystkie wspomnienia z wczorajszego wieczora zaczęły formować się w moim umyśle, przypominając sobie o tym, co się wydarzyło.
- Idź sobie - powiedziałam drżącym głosem, na co ten się zaśmiał. 
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ogromnego masz pecha, że spotkałaś Harry'ego - rzekł.
- Dlaczego?
- To przez niego tu jesteś. To wszystko jego wina.
- Po co tu jestem? Nie rozumiem. Do czego ja ci jestem potrzebna? - spytałam. Mnóstwo pytań tworzyło się w mojej głowie, w dodatku bardzo miotały mną emocje. 
- Widzisz moja droga, Harry i ja nie jesteśmy w najlepszych stosunkach.
- To akurat wiem - powiedziałam.
- Nie przerywaj mi! - warknął, na co ja się wzdrygnęłam. - Chcemy dotrzeć do Harry'ego dzięki tobie. Wiem, że ty jesteś, jakby to powiedzieć, cenna dla Styles'a. Zabijając osobę, która, jak sądzę, jest najważniejsza w jego życiu, uderzę w jego najczulszy punkt. Punkt, który zaboli - uśmiechnął się cwaniacko.
-Zamierzasz mnie z..zabić? - zapytałam, jąkając się.
-Nie do końca. Widzisz... Mam, a może i mamy zamiar pobić cię do tego stopnia, że nie będziesz miała sił, aby się ruszyć, można rzec, że będziesz na skraju śmierci. W między czasie zadzwonimy do Harry'ego i powiemy gdzie jesteś. Zawiadomimy również policję. Potem my się ulotnimy, a ty zostaniesz sama. Kiedy będziesz umierać już powolną i bolesną śmiercią przy nim, przyjedzie policja i zobaczy, że Harry Styles z koszmarną przeszłością zabił cię – po raz kolejny uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach pojawił się błysk.
- Jesteś okropny - pociągnęłam nosem. - Co on ci takiego zrobił?
- Kiedyś zrobił coś, czego nie powinien i teraz musi za to żałować. Lepiej się dwa razy zastanowić, zanim się coś zrobi - wytłumaczył. 
- Nie zadzwonicie do niego - powiedziałam.
- Masz rację.. Ty to zrobisz - rzekł, odwracając się. - Michael, podaj mi jej telefon. 
Chłopak wykonał jego polecenie. 
- Nie - zaprotestowałam. - Nie zadzwonię do niego! Nie ma mowy!
W tamtym momencie od razu pożałowałam wypowiedzianych słów, ponieważ blondyn mocno uderzył mnie w twarz.
- Im częściej będziesz się sprzeciwiać, tym gorzej dla ciebie - splunął.
Gdzie podział się ten ciepły, miły i kochany Luke? Człowiek stojący przede mną był kompletnie kimś innym. 
- Weźcie ją rozwiążcie, bo nie będzie miała jak trzymać tego pierdolonego telefonu - zarządził, a oni zrobili co kazał. - Teraz ty - wskazał na Caluma - i Michael możecie sobie pójść. Nie wydaje mi się, żebym was potrzebował. Wszyscy od Stylesa gdzieś powyjeżdżali, a zostali tylko on i Ashton, który jest tutaj. 
Wstałam z niewygodnego krzesła, rozciągając się delikatnie. Spojrzałam na oddalających się chłopaków, a następnie spuściłam głowę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Uciec nie miałam jak, byli zbyt silni. Nawet jeśli, to nie miałam pojęcia gdzie. Bałam się jak cholera.
Nagle poczułam mocne pociągnięcie za włosy. Automatycznie podniosłam głowę do góry, krzywiąc się z bólu.
- Patrz na mnie - warknął Luke, jeżdżąc palcem po ekranie mojego telefonu. Zapewne wybierał numer do Harry'ego. - Powiesz mu, że ma po ciebie przyjechać, że jesteś z nami oraz jesteś tam, gdzie ostatni raz widział swoją siostrę. 
Podał mi telefon, a ja trzęsącymi dłońmi odebrałam go. Przyłożyłam telefon do ucha, czekając, aż brunet odbierze. Tak się stało po czterech sygnałach.
- Alex? - usłyszałam jego zdziwiony głos.
- Harry.. Ja.. Musisz po mnie przyjechać - powiedziałam, co chwilę pociągając nosem. Luke bacznie mnie obserwował.
- Ty płaczesz? - spytał.
- Jestem z Luke'iem-
- Gdzie jesteś? - głos Harry'ego stał się z lekka zdenerwowany.
- Tam gdzie ostatni raz widziałeś swoją siostrę - mruknęłam, a chwilę potem rozmowa zakończyła się. Zgryzłam wargę ze zdenerwowania. Nie chciałam, żeby Harry'emu się coś stało. 
Luke wyrwał mi telefon z dłoni, rzucając nim o ziemię. 
- To już ci nie będzie potrzebne - rzekł. Uśmiechnął się do mnie, a następnie kopnął mnie w brzuch. Padłam na ziemię, zwijając się z bólu. Co ja takiego zrobiłam?
- Ash, pilnuj terenu, okay? - spytał Luke, a ten tylko potaknął głową. 
Następnie co chwilę dostawałam ciosy od Luke'a. Byłam zrozpaczona. Kolejny raz kopnął mnie w brzuch, a po mojej twarzy spłynęły łzy. Kompletnie nie miał litości. Bolało mnie wszystko. Ciało, serce, dusza. Bolał mnie mój rozum. Nie mogłam zrozumieć jak mogłam być taka głupia, aby zaufać Hemmingsowi. Już to, że chciał mnie zgwałcić powinno spowodować moją niechęć do chłopaka. Czułam do siebie uraz, bardzo duży uraz. Przeze mnie Harry ma cierpieć. Gdybym nie wpakowała się w to wszystko, nie byłoby problemu. Tak bardzo żałowałam. 
- Odpierdol się od niej! - usłyszałam krzyk Harry'ego, który wybawił mnie od spotkania się pięści Luke'a z moją twarzą. 
Spojrzałam na Stylesa. Był wściekły, nawet bardzo. Miał mocno zaciśniętą szczękę oraz dłonie uformowane w pięści. W jednym momencie odciągnął blondyna ode mnie, rzucając go na ziemię. Ten szybko podniósł się, wymierzając Harry'emu cios w nos. Brunet jęknął, wycierając ręką krew spowodowaną przez Hemmingsa. Blondyn chciał ponownie zadać cios, ale Harry był szybszy. Złapał jego rękę, wykręcając ją. Luke jęknął z bólu. Rzucił nim ponownie o ziemię, a następnie wyciągnął pistolet, kierując go w stronę blondyna. Oczy miał ciemne jak nigdy. 
- Jak ty kurwa śmiesz? - splunął brunet.
Nagle poczułam jak ktoś chwycił mocno moją rękę, przyciągając mnie do siebie i przystawił mi pistolet do głowy. Harry obrócił się w moją stronę. Skrzywił się, widząc mnie z przystawionym do skroni pistoletem.
- Ashton? - zapytał, patrząc na chłopaka ze zdziwieniem - Co ty kurwa robisz?
Mężczyzna przycisnął mnie mocniej, przełykając głośno ślinę.
- Opuść broń! - powiedział drżącym głosem. Spojrzałam na bruneta z bólem w oczach.
Harry widząc zaistniałą sytuację opuścił pistolet, wpatrując się ze złością w Ashtona.
- A teraz rzuć tę broń - nakazał. Harry bardzo niechętnie zrobił jak kazał.
- Jak ty mogłeś? - spytał Harry. - Nie wierzę. 
W tym samym momencie Luke uderzył Harry'ego, a ten upadł na ziemię. Hemmings zaczął go kopać z całej siły, jednocześnie uderzając rękoma.
- Harry! - krzyknęłam, próbując wyrwać się z uścisku Ashtona. 
- I widzisz Harry, po co ci to było? - spytał Luke, kiedy Harry leżał przy ścianie, zwijając się z bólu.
- Najpierw zabiłem ci siostrę, a teraz zabiję twoją ukochaną. Czyż to nie cudowne? - słowa Luke'a powoli docierały do mojej głowy. 
- Nie zabijaj jej - powiedział Harry, kaszląc przy tym. - To chodzi o mnie, zawsze chodziło. Ona nie jest z tym związana w żadnym stopniu. Przestań krzywdzić niewinnych ludzi i po prostu mnie zabij. Będziesz miał spokój.
- Nie - szepnęłam zrozpaczona. 
Nagle Harry podniósł się, wstając. Ledwo trzymał się na nogach. 
- Tylko, że jeśli zabiję ją, to będziesz bardziej cierpiał - rzekł. Wyciągnął z kieszeni pistolet, naładował go, a następnie skierował broń w moją stronę.
Wtedy wpadłam na pomysł. Kopnęłam Ashtona w krocze, a ten - jak przypuszczałam - puścił mnie. Odsunęłam się od niego, lecz nie mogłam podbiec do Harry'ego. Wiedziałam, że kiedy to zrobię, Luke będzie mógł zastrzelić Harry'ego. Nie chciałam umierać, ale jednocześnie nie chciałam, aby Harry zginął. Cholera.
- Oszczędź ją, błagam - głos Harry'ego stawał się coraz bardziej bezradny. - Zabij mnie. 
Luke tylko się zaśmiał. 
- Jakieś ostatnie słowo? - spytał.
- Jesteś potworem - splunęłam.
Wydawało mi się, że byłam gotowa na śmierć. Może tak miało być? Może miałam umrzeć właśnie dziś, tutaj? Luke już miał strzelić, kiedy nagle niewiadomo skąd pojawił się tam Irwin, odpychając Luke'a. Ten i tak pociągnął za spust, ale kulka nie trafiła we mnie. Następnie wyrwał Luke'owi jego pistolet z ręki i wystrzelił go w pierś Hemmingsa. Ten upadł na ziemię, wydając z siebie cichy jęk. Leżał nieruchomo, jego klatka piersiowa nie poruszała się. Nie żył.
- Czemu ty? - zapytałam, a Ashton tylko wskazał Harry'ego. 
Spojrzałam na bok i zobaczyłam bruneta, trzymającego się za brzuch. Sapał z bólu. Widocznie kulka, która miała trafić we mnie, trafiła w Harry'ego. Podbiegłam szybko do bruneta. Upadłam koło niego, z moich oczu zaczęły się lać łzy. Złapałam go za rękę. 
- Zadzwoń po karetkę! - wrzasnęłam zrozpaczona w stronę Ashtona. Ten wyciągnął telefon, patrząc na nas wzrokiem pełnym bólu.
- Przepraszam - powiedział. - Nie wiedziałem, że to tak się potoczy. Luke nie powiedział mi, że zabił twoją siostrę, ja... Przepraszam. Zasłużył sobie, ten człowiek nie miał serca - spojrzał na nas ostatni raz, a następnie odszedł trochę dalej, przykładając swój telefon do ucha. Spojrzałam z powrotem na Harry'ego.
- Wszystko będzie dobrze - pocieszałam go. - Wytrzymaj, proszę.
- Alex?
- Tak? - skanowałam jego twarz, czekając, aż w końcu otworzy oczy.
- Przepraszam – wyszeptał, podnosząc powoli powieki.
- Nie, nie, nie. Nie masz za co przepraszać – płakałam bez opamiętania głaszcząc jego dłoń. 
- To przeze mnie się to wszystko stało. Byłem idiotą - zaczął dusić się mocnym kaszlem, wypluwając przy tym trochę krwi. 
- Ashton?! - wrzasnęłam, a ten odwrócił się w moją stronę. - Kiedy przyjedzie ta cholerna karetka?! 
- Nie wiem! Powiedzieli, że będą najszybciej jak się da - odkrzyknął. Łzy spływały po mojej zrozpaczonej twarzy. 
- To nie twoja wina, Harry. Nie obwiniaj się, proszę. Moja wina i tyle. Gdybym cię posłuchała, nie byłoby tego wszystkiego. Poza tym, nie powinnam się była aż tak na ciebie gniewać. Działałeś pod wpływem emocji, ja... Powinnam cię była zrozumieć - powiedziałam.
- Czyli mi wybaczasz? - spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był pełen nadziei. 
- Tak, wybaczam - mimowolnie uśmiechnęłam się do niego. 
- Dziękuję - szepnął, a mały uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Wiesz.. Po tym, jak wyprowadziłaś się z mojego domu, przeżywałem lekkie załamanie - zaśmiał się cicho, ale zaraz potem złapał się ponownie za brzuch, krzywiąc się. - Nie chciałem o tym z nikim rozmawiać, chodziłem taki przymulony i w ogóle. Wtedy Louis zaproponował mi, żebym wszystko co czuję napisał gdzieś. Miałem to zrobić, tylko.. że nie umiem. To kompletnie bezsensu.
Wpatrywałam się w jego twarz. To co mówił Harry było takie.. kochane? Tak mi się wydawało. 
- Możesz mi coś obiecać? - spytał.
- Mhm, ale co?
- Kiedy to wszystko się już skończy, weźmiesz moją kartę kredytową, - spojrzałam na niego zdziwiona - kod dostaniesz od Louisa, a następnie pójdziesz i zoperujesz sobie to - jednym palcem przejechał po moim policzku, na którym znajdowała się blizna. - Przepraszam, że ci ją zrobiłem. Boże, nie umiem sobie tego wybaczyć. Jestem takim okropnym człowiekiem. Ja powinienem ją mieć, nie ty. Tak bardzo przepraszam. 
- Harry, nie musi-
- Obiecujesz? - spytał, przerywając mi. Jęknął ponownie z bólu. Ile ja bym dała, żeby chociaż połowę jego bólu zrzucić na siebie.
- Obiecuję - rzekłam. 
- Dziękuję ci za to, że chciałaś zostać w moim domu. Te dni były chyba jednymi z najlepszych w moim życiu. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że cię spotkałem. Nie wiem jak, ale wprowadziłaś szczęście do mojego życia. Dziękuję.
- Dlaczego to brzmi jak pożegnanie, Harry? Nie zostawiasz mnie! Pogotowie zaraz przyjedzie i wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie tak jak było – nadal nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Harry ponownie wyciągnął swoją rękę do góry i resztką sił ułożył ją na moim policzku, tym razem gładząc go. Przyłożyłam swoją dłoń na jego, która spoczywała na mojej twarzy i ścisnęłam ją delikatnie.
- Ja też ci dziękuję. Pozwoliłeś mi zostać, gdyby nie ty.. Nie wiem co by się stało. Spędziłam z tobą naprawdę miłe chwile w moim życiu, wiesz? Jesteś cudownym człowiekiem, Harry.
- Nie jestem, uwierz mi. Nie ma gorszego człowieka niż ja, no chyba, że Luke.
Zaśmiałam się cicho.
- Przestań. Wcale aż taki zły nie jesteś.
- Naprawdę tak myślisz?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Alex?
- Hmm?
- Kocham cię – wymamrotał, kiedy jego oczy zaczęły opadać. 
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. 
- Harry, ja-
- Wiem.
- Nie potrafię cię kochać - załkałam. - Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale po tym wszystkim co zrobiłeś na początku naszej znajomości, ja... Po prostu nie umiem. 
- Wiem, skarbie, wiem - Harry oddychał coraz ciężej. Widać było, że stawał się coraz słabszy. Moje łzy spływały po policzkach, lądując na piersi Harry'ego. - Jesteś chyba pierwsza dziewczyną, w której się zakochałem. Serio. To takie głupie. Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbym się w kimś zakochać. Czuję się idiotycznie, ale co zrobić..
- Proszę, nie zostawiaj mnie – Harry wziął moją dłoń przenosząc ją do swoich ust, po czym zaczął składać na niej delikatne pocałunki.
- Postaram się przy tobie być, zawsze. Nie mam jeszcze pojęcia jak, ale wiedz, że się postaram - zakaszlnął głośno.
- Harry.. - załkałam.
- Możesz powiedzieć Louisowi, że był świetnym przyjacielem? Nie zdążyłem do niego zadzwonić ani nic. Reszcie też powiedz, proszę. Każ mu się tobą opiekować, okay?
Przytaknęłam.
- Harry, nie zostawiaj mnie..
- Obiecaj mi – powiedział słabym głosem. - Obiecaj mi, że mnie nigdy nie zapomnisz.
Patrzyłam na jego twarz z zamazaną wizją z powodu łez. Widziałam jak jego rysy twarzy co chwilę wykrzywiały się z powodu bólu. Nie mogłam patrzeć na niego, kiedy był w takim stanie.
- Obiecuję - wymamrotałam. Przytuliłam się do niego, płacząc jak małe dziecko w jego koszulkę.
Usłyszałam cichy sygnał karetki pogotowia, ale byłam pewna, że nie zdążą przyjechać tutaj na czas. Nawet gdyby tak było, nie uratowaliby Harry'ego. Stracił zbyt dużo krwi. 
Nagle uścisk Harry'ego poluzował się, a jego oczy zamknęły.
- Na pewno? Będziesz ze mną na zawsze? - wyszeptał.
Spojrzałam ponownie na jego twarz, gładząc delikatnie jego policzek.
- Na zawsze - świeży zestaw łez spłynął po moich policzkach. Wielka bryła powietrza stanęła w moim gardle, a wizja się rozmyła.
Oddech Harry'ego zaczął stopniowo zwalniać, aż nagle zatrzymał się. Dotknęłam dłonią jego serca, lecz nie wyczułam jego bicia. Harry odszedł. I już nie wróci.
Już nie spojrzy na mnie swoimi cudownymi, zielonymi oczami. Nie ujrzę już jego dołeczków w policzkach. Nie usłyszę jego głosu, śmiechu. Nie zobaczę jak przeczesuje swoje rozwiane na wszystkie strony loki.  Nie będę mogła się śmiać z tego, jak się denerwuje. Nie powie mi, że jestem wkurzająca. Nie przytuli mnie.
Ale mam pewność, że Harry na zawsze pozostanie w mojej pamięci..
W moim sercu.


~ Koniec ~

***

*TAK WIEM CHCECIE MNIE ZABIĆ HAHA*

idk co powiedzieć, okay
czuję się dziwnieeeeeeeeeeee

DZIĘKUJĘ WAM ZA WSZYSTKO, JEJU, NAPRAWDĘ. TAK BARDZO WAS WSZYSTKICH KOCHAM. DZIĘKUJĘ ZA TE WSZYSTKIE WYŚWIETLENIA, KOMENTARZE, ZA TO, ŻE W OGÓLE CHCIAŁO WAM SIĘ CZYTAĆ TO FANFICTION
IDK CO POWIEDZIEĆ ZKDJSJS TAK BARDZO SIĘ Z WAMI ZWIĄZAŁAM I W OGÓLE
TO MÓJ PIERWSZY BLOG JAKI ZAKOŃCZYŁAM (MIAŁAM JESZCZE JEDEN Z TAKIM TŁUMACZENIEM, ALE NIE WYRABIAŁAM SIĘ Z ROZDZIAŁAMI, WIĘC GO USUNĘŁĄM XD) I JA NIE WIERZĘ, ŻE WYTRWAŁAM DO KOŃCA LOL


teraz jak na to wszystko patrzę to to ff to jedna wielka masakra jest hahaha
chyba najgorszy blog jaki kiedykolwiek powstał, ok

wy tu się zamartwiacie, bo Styles umarł, a ja się zastanawiam co z Danielem hahah

JESZCZE RAZ BAAAAAAAAAAAARDZO WAM DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO, JESTEŚCIE NAJLEPSI
ILYSM



macie tu naszych umarłych na zakończenie, huh


wtorek, 12 sierpnia 2014

Twenty - Nine

Harry's POV

- Stary, co jest? - spytał Louis, kiedy wyszliśmy z miejsca naszej pracy. 
Było po dwudziestej drugiej. W mieście panowała już ciemność. Staliśmy na środku pustej drogi, mając w zamiarze pójść do swoich domów. Nieliczne latarnie delikatnie oświetlały kawałki ziemi, nie dając i tak dobrej widoczności. Niebo było bezchmurne, widniało na nim tysiące jasnych gwiazd wraz z księżycem, który ten nocy miał kształt rogalika. Co jakiś czas słychać było głosy w oddali, które, jak sądziłem, należały do niewyżytych nastolatków, udających się na jakąś imprezę. Niekiedy nieopodal można było dosłyszeć dźwięk przejeżdżającego auta. W trawie, znajdującej się na poboczu, głośno cykały* świerszcze. 
- Nic. O co ci chodzi? - spytałem, marszcząc przy tym brwi. Jedyne, co ostatnio ze mną się działo, to ogromne przemęczenie. Nie byłem pewien, czy było widoczne; o co mu chodziło?
- Wiesz bardzo dobrze o co mi chodzi-
- No właśnie niezbyt - mruknąłem. Louis westchnął ciężko. 
- Chodzi mi o to.. Uh, widzę jak się czujesz, chodzisz taki przygaszony, czasem nieobecny. To wszystko cię męczy. 
Spojrzałem na niego z zaciekawieniem. Starałem się przypomnieć sobie momenty, które wymienił, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Myślałem, że nikt tego nie zauważył. 
- Skąd ty? - spytałem.
- Jesteś moim przyjacielem, co nie? Po prostu widzę takie rzeczy. Zmieniłeś się.. Nawet bardzo. 
- Pod jakim względem? - jego wypowiedź stawała się coraz bardziej dziwna w moich oczach.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem dokładnie.. Nie umiem stwierdzić pod jakim względem, ale wiem, że jesteś inny. Nie wiem.
- Bezsensu. 
Analizowałem powoli każde słowo Tomlinsona. Nie rozumiałem zbytnio tego.. Przecież ja się nie zmieniłem. Wciąż jestem tym samym człowiekiem, nie zmieniłem swojego wyglądu, stylu ubierania, fryzury.. Nic się praktycznie nie zmieniło. 
- Ale ja mówię serio. Oraz widzę, że coś cię trapi. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał ze mną o tym rozmawiać i w ogóle, ale.. Daj sobie jakoś pomóc. 
Ostatnio Tomlinson obserwował mnie zaciekle. Nie rozumiałem sensu jego poczynań, ale wiadomość dlaczego to robi nie była mi do życia potrzebna, więc nie było sensu pytać. Może robił to, bo zauważył, że coś ze mną jest.. Zresztą, jego słowa mnie nie dziwiły. Sam zdawałem sobie sprawę z tego, że już nie daję rady, że muszę się komuś wyżalić, ale.. Nie chciałem tego robić. To było tak głupie.. Jeśli ktoś by się o tym dowiedział, uznałby mnie za idiotę. Kompletnie było to do mnie niepodobne, ja nigdy.. Nigdy takiego czegoś nie zaznałem i chyba nie chciałem nawet zaznawać. Nie było mi to w żadnym stopniu potrzebne. Potrzebowałem kogoś, a może i czegoś, co mogłoby mnie wysłuchać i jakoś pomóc. Ale nie planowałem prosić nikogo o pomoc. Samo przyszło, to samo odejdzie. 
- Ale jak? 
- Nie wiem.. Chcesz porozmawiać o tym? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
- Nie - powiedziałem stanowczo. - Nie chcę o tym gadać. Nie. 
Louis przeczesał palcami swoje włosy, odgarniając przy tym kosmyki, które wpadały mu do oczu.
- Skoro nie chcesz mówić, to może napisz. 
- Co? - spojrzałem na niego jak na idiotę. 
- No wiesz.. Weź jakąś kartkę i napisz na niej wszystko, co czujesz. Nikt nie zobaczy tego ani nie przeczyta. Nie musisz tego robić teraz, po prostu zrób to kiedyś. 
- Jaki to ma sens?
- Ostatnio słyszałem gdzieś, że to pomaga. Nie wiem, spróbuj, a się przekonasz. 
Zastanawiałem się, czy to naprawdę miało jakikolwiek sens. Takie pisanie, głupia sprawa. Ale z drugiej strony, może to i mogłoby mi pomóc. Wyrzuciłbym z siebie to wszystko, wszystkie uczucia i w ogóle. Nie zaszkodziło spróbować.
- Myślisz, że to dałoby mi coś?
- Jak już mówiłem, Harry, nie wiem. Zobacz sam. 
Pokiwałem lekko głową. 
- Dobra, erm.. Dzięki - uśmiechnąłem się lekko do niego. Odwzajemnił czyn. 
- To do jutra?
- Ta.. Do jutra - mruknąłem niezadowolony.
- Pocieszę cię. Jutro może skończymy o szesnastej, nie ma aż tak dużo do robienia - poklepał mnie po ramieniu.
- Serio? Ale jak to? - przeanalizowałem wszystko, co mieliśmy jutro do zrobienia i wyszło na to, że Louis faktycznie miał rację.
- Jak to jak? Normalnie - zaśmiał się. 
- Jak dobrze - westchnąłem. - W końcu. Chłopak, stojący naprzeciwko mnie, podrapał się po ramieniu. Wydawało mi się, że nie było więcej tematów do omówienia tego dnia. 
- Do jutra - powiedziałem, poprawiając bandanę, znajdującą się na mojej głowie. Trzymała część moich włosów, głównie tych, które spadały mi na twarz i utrudniały funkcjonowanie. 
Louis kiwnął ręką w pożegnaniu, ruszając w stronę swojego samochodu. Ja zrobiłem to samo. 
Przybywając do domu stwierdziłem, iż dzisiaj nie mam siły na pisanie. Postanowiłem zająć się tym jutro, z uwagi na to, że miałem kończyć wcześniej pracę. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś zwalczyć mój problem. Niby nadzieja matką głupich, ale.. Warto było spróbować.

*następnego dnia*

Alex's POV

Siedziałam na kanapie z Luke'iem, oglądając jakiś serial w telewizji. Nie wiedziałam za bardzo o co w nim chodziło, ponieważ włączyłam go kilka minut temu, a był już w trakcie trwania akcji. Byliśmy w domu we troje - ja, Luke i Ashton, który krzątał się po domu, coś robiąc. 
Tego dnia Luke zachowywał się dziwnie, kompletnie inaczej niż zwykle. Co chwila patrzył na swój telefon, chodził jakiś taki nerwowy. Ewidentnie był nie w humorze. Nie widziałam już tej radości w jego oczach, iskierek. Pytałam mu się już kilka razy czy coś się stało, ale wciąż zaprzeczał. 
Michael i Calum musieli być dziś bardzo zajęci. Z samego rana wyjechali na kilka godzin, wrócili na chwilę, aby porozmawiać z blondynem posiadającym kolczyk w wardze, a potem znów wyjechali. Nie miałam czasu zamienić z nimi nawet słowa. 
- Chcesz to oglądać? - spytałam chłopaka po kilkunastu minutach, stwierdzając, iż serial jest nudny.
- Obojętnie mi - mruknął. 
- Oglądasz to w ogóle?
- Ale co? - spytał. Pokiwałam głową z dezaprobatą. Zachowywał się tak cały dzień. To było bardzo nienormalne jak na niego.
- Jesteś dziś strasznie rozkojarzony - stwierdziłam.
- Ta, wiem - westchnął. 
Chwilę później do domu wpadli Calum z Michaelem, śmiejąc się przy tym. Weszli do pokoju, w którym się znajdowaliśmy, wymieniając z Luke'iem spojrzenia. Niezbyt wiedziałam o co im chodziło, lecz nie przejęłam się tym. Zielonowłosy podszedł do mnie od tyłu, opierając brodę o czubek mojej głowy. Calum natomiast usiadł na ziemi naprzeciwko mnie. 
- Co tam? - spytał Hood. Wzruszyłam ramionami. 
- Nic takiego. Luke jest dziś dziwny, - Mike się zaśmiał, a blondyn spiorunował go wzrokiem - a ja się nudzę. A co u was? Zauważyłam, że strasznie zabiegani dziś jesteście. 
- Byliśmy - poprawił mnie brunet. - Mieliśmy dziś dużo do załatwienia. 
- Mhm - pokiwałam głową. 
Spojrzałam kątem oka na Luke'a, który wymieniał spojrzenia z Michaelem. Pokiwał delikatnie, prawie niewidocznie głową w przód, jak sądziłam, potwierdzając coś. Chwilę później poczułam, jak zielonowłosy odsuwa się z mojej głowy. 
- Alex? - zaczął Luke. Spojrzałam na niego.
- Tak?
- Nigdy nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia - rzekł.
- To znaczy? - spytałam zdezorientowana.
W tym samym momencie poczułam lekkie, dosyć bolesne ukłucie w tył ramienia. Wzdrygnęłam się. Nagle zrobiłam się strasznie senna. 
- Harry cię ostrzegał, a ty go nie posłuchałaś. Jesteś taka naiwna - jego głos stawał się coraz mniej słyszalny dla mnie. Moje powieki robiły się cięższe z każdą sekundą.
- Dobranoc - rzekł Hemmings, a przed moimi oczyma zapanowała kompletna ciemność. 

* patrzyłam w internecie co świerszcze robią, bo ja nie umiem tego określić hahaha i to mi wyskoczyło, idk

~*~
nie martwcie się, ona jeszcze żyje

 
 

piątek, 8 sierpnia 2014

Twenty - Eight

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM, SZCZEGÓLNIE DLA OSÓB, KTÓRE NIE PRZECZYTAŁY POPRZEDNIEJ

Od momentu, kiedy ostatni raz widziałem się z Alex, dni mijały nie ubłagalnie szybko. Przez te kilka tygodni praktycznie wszystko zaczęło wracać do normy. Powoli przyzwyczajałem się do tego, że musiałem przestawić się z powrotem na tryb starego życia. Przez pierwszy tydzień czułem się trochę głupio, ale na szczęście mieliśmy mnóstwo rzeczy do roboty, więc nawet nie zauważyłem, kiedy stało się to dla mnie normą. Starałem się nie myśleć o dziewczynie, cokolwiek mogłoby się jej stać. Może i nie spędziliśmy ze sobą wiele czasu, bo zaledwie kilka miesięcy, ale mogłem stwierdzić, iż się z lekka przywiązałem. Bardzo dobrze wiem, jak to banalnie brzmi.. Ale nic nie poradzę. Czasami przypominałem sobie o sprawie z Hemmingsem, co z jednej strony mnie martwiło, ale z drugiej wiedziałem, że Alex jest pełnoletnia i sama wybrała to, co wybrała. Mówiąc krótko - jej problem. Miałem tylko nadzieję, że ten cały plan Luke'a to nie będzie to, czego się niby najbardziej, ale  najmniej spodziewałem. Za cholerę przypuszczałem, że Hemmings będzie chciał coś podobnego do mojego wyobrażenia zrobić, ale bardzo nie chciałem dopuścić sobie tego do myśli. Najgorsze, a zarazem najbardziej prawdopodobne. Cokolwiek by zrobił, oby nie to. 

Siedziałem wraz z Louisem w pierwszej lepszej kawiarni, na którą natrafiliśmy. Nieczęsto odwiedzałem takie miejsca, sam nie wiem czemu. Chyba ze względu na tłok, jaki w nich panował. Nie jestem typem człowieka, który lubi być otoczony przez ludzi. Siedzą niepozornie na fotelach, pijąc kawę, rozmawiając. Obserwują wszystkich i dziwnym trafem zazwyczaj wydaje mi się, że patrzą na mnie. Myślę sobie wtedy 'człowieka nie widzieli?'. Najśmieszniejsze jest to, że gdy spojrzysz na nich, nagle odwracają wzrok jak gdyby nigdy nic i myślą, że osoba, na której zawiesili swój wzrok tego nie zauważyła. Idiotyczne. 
- Chcesz coś? - spytał Lou, wstając ze swojego miejsca. Pokiwałem przecząco głową. 
Odwrócił się, ruszając w kierunku kasy. Kolejka była nieduża, jakoś sześć osób przed Tomlinsonem, który był ostatni. Jak na tak obszerną kawiarnię, nie można było stwierdzić, iż dzisiejszy ruch w niej był duży. Zawsze wydawało mi się, że dosyć dużo osób ją odwiedza. 
Dziś zdecydowanie byłem nie w humorze. Wciąż na coś marudziłem, nic mi nie pasowało, na nic nie miałem ochoty. Najchętniej położyłbym się do łóżka i nie robił kompletnie nic. 
Przez ostatnie tygodnie praktycznie spałem po pięć lub sześć godzin, mając ogromne urwanie głowy. Moja robota wykańczała mnie kompletnie. W ostatnim czasie przybyło nam akcji, zleceń i tego typu rzeczy. Coraz częściej wracałem do domu po calutkim dniu pracy, zarządzania, brałem prysznic, kładłem się od razu do łóżka i na następny dzień z rana dostawałem telefon, informujący o problemach. Z chłopaków został mi tylko Louis, bo Niall, Liam i Zayn powyjeżdżali w sprawach służbowych za granicę. Z tego wynikało, że ich praca spoczywała na naszych barkach. Kolejnym problemem było to, że należało znaleźć kogoś, kto zastąpiłby Seana, co niestety szło nam kiepsko. Moment jak ten, kiedy mieliśmy trochę czasu wolnego, zdarzał się raz na dwa tygodnie. Okropność. Mieliśmy wtedy czas, aby trochę odpocząć od pracy, ale i tak to nic nie dawało, przynajmniej dla mnie. Myślałem o tym, co trzeba jeszcze wykonać i w ogóle. Bycie szefem nie jest fajne, jest do dupy. Wszystkim trzeba się zajmować. Miałem ochotę się z tego wyrwać, odejść, ale nie umiałem. To było moje życie, bez tego chyba nie funkcjonowałbym normalnie. 
Spojrzałem na Louisa, który usiadł z powrotem w fotelu, trzymając w rękach dwa kubki. 
- Po co ci dwa? - spytałem, podnosząc brew.
- Masz - przysunął kubek w moją stronę. - Dobrze ci zdobi. Cały czas chodzisz niewyspany, postawi cię choć trochę na nogi. 
Złapałem za ucho od kubka, podnosząc go w górę. Wziąłem mały łyk napoju, który okazał się kawą. Odstawiłem kubek z powrotem na stolik, wykrzywiając usta w niezadowoleniu.
- Kurwa, jakie to gorące - mruknąłem.
- Nikt nie mówił, że będzie zimne.
Wywróciłem oczami.
- Co to? - kiwnąłem głową w stronę kubka.
- Kawa - odparł Lou.
- To wiem, ale jaka?
- Nie wiem, wyglądała fajnie na obrazku, to wziąłem - wzruszył ramionami.
- Boże, co za idiota - mruknąłem pod nosem.
- Słyszałem. 
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Teraz wzrok większości osób co jakiś czas spoczywał na moim towarzyszu, patrząc na niego z zaciekawieniem, a niekiedy nawet z odrazą. Zaśmiałem się cicho.
- Co? - spytał.
- Wszyscy się na ciebie gapią - przejechał wzrokiem po ludziach, którzy mieścili się w kawiarni, a ci od razu odwracali od niego wzrok.
- W dupie to mam - wzruszył ponownie ramionami.
Jeśli mam być szczery, to zupełnie nie dziwiło mnie to, jak ludzie reagowali na Lou. Wyróżniał się wyglądem, szczególnie ze względu na liczne tatuaże i piercing. Może i ludność, która zamieszkiwała tereny Londynu była różnorodna, to ludzie tacy jak Tomlinson nie zdarzali się często, szczególnie w miejscach takich jak kawiarnia. 
- Urwanie głowy, co?
- Aż za bardzo - mruknąłem, biorąc ponownie do ręki kubek z kawą, której temperatura trochę się już zmniejszyła. Po wzięciu łyka stwierdziłem, że teraz nadaje się ona do spożywania. 
Rozmawialiśmy z Louisem o różnych, zazwyczaj dotyczących pracy rzeczach. Nie było innych tematów, przynajmniej żaden z nas na nie nie wpadł. Okropnie mi się to nudziło, ale starałem się choć trochę czerpać z czasu wolnego korzyści. 

Alex's POV

Przez te wszystkie tygodnie, które minęły wciąż mieszkałam z chłopakami. Miałam zamiar wyprowadzić się od nich kiedyś, ale zbytnio nie spieszyło mi się do tego. Luke powiedział, że mogę z nimi mieszkać tyle, ile zechcę, więc.. tak też robię. Ten człowiek jest tak cholernie miły, aż to jest niewyobrażalne. Ashton, Michael i Calum zresztą też. Byli bardzo przyjaźni w stosunku do mnie. Dni z nimi mijały tak szybko, nawet nie zauważałam. Wciąż coś się działo. Albo wyjechaliśmy na zakupy, nad jezioro, gdziekolwiek. W domu oglądaliśmy filmy, graliśmy w XBOX'A, gotowaliśmy. Robiliśmy tak głupie rzeczy, ale czyniły one te dni spędzone z nimi wyjątkowe. Każdy z chłopców był inny, mieli różne zainteresowania, słuchali różnych gatunków muzyki, ale to nie miało zbytnio znaczenia. Chyba mogłam nazwać ich moimi przyjaciółmi, bo tak się zachowywaliśmy. Ostatnio Michael opowiadał mi o swoich samochodach, na których punkcie ma fioła. Każde z jego aut miało własne imię, które mu nadał. Były takie zabawne. 
Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że z Luke'iem dogadywałam się najlepiej. Niby zazwyczaj spędzaliśmy czas wszyscy razem, w piątkę. Czasami trójka z nich miała coś do załatwienia, wtedy zostawałam w domu z jednym z nich. I właśnie wtedy, kiedy zostawałam z Hemmingsem, z nim najlepiej rozmawiało mi się i w ogóle. Chociaż.. Może było tak, ponieważ znałam go najdłużej? Sama już nie wiem.

Luke's POV

- Luke, to nie jest najlepszy pomysł - powiedział Michael, kontynuując naszą rozmowę telefoniczną.
- Czemu niby?
- Wiesz bardzo dobrze jacy są.. 
- Ale oni mają gdzieś to, co się z nią dzieje.
- No właśnie.
- Nie rozumiesz. Teraz mają mieć ją gdzieś. 
- I dlatego on nie przyjedzie - kontynuował Mike. - Albo przyjdzie, przyleci. Kto wie.
- Uwierz mi, przybędzie tam, nie obchodzi mnie jak, ale będzie.
- Skąd możesz mieć pewność?
- Sam o to zadbam.
- Ale dlaczego teraz? Tak nagle? - dopytywał się.
- Bo tak chcę. Mam już dość, a teraz jest świetny moment, nikt nic nie podejrzewa.
- A co, jeśli coś pójdzie nie tak i-
- Uspokój się. Nie histeryzuj, wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Po prostu lubię moje flaki w miejscu, w którym się aktualnie znajdują. Wolałbym ich nie oglądać wywieszonych na płocie przed domem moje matki. Serio – mruknął Michael. Prychnąłem zirytowany.
- W dupie to mam! – warknąłem. – Widzimy się za pół godziny. I masz wziąć tego kretyna Hooda, razem z jego magicznymi gadżetami. I nie obchodzi mnie, czy w tym momencie ruchacie panny, lakierujecie starego grata czy dziergacie na drutach, bo odkryliście nowy fetysz. Wasze dupy mają być tam szybciej, niż wypowiem nazwę naszego kontynentu. 
Zakończyłem połączenie, wciskając ze złością czerwoną słuchawkę w telefonie z taką siłą, że niemal nie pękło szkiełko. 

~*~
Wiem, rozdział jest nudny, znowu, ale nic nie umiem zrobić.. Miałam pomysł i w ogóle, a tu nagle budzę się i dupa, pomysł sobie poszedł. 

ROZDZIAŁY NIE BYŁY DODAWANE PRZEZ TE DWA TYGODNIE, PONIEWAŻ JESTEM NA WAKACJACH DO DZIŚ (haha). OD NASTĘPNEGO WTORKU BĘDĄ DODAWANE REGULARNIE. 

Wciąż brałam się za pisanie i nic z tego w końcu nie wychodziło, aż dzisiaj wzięłam się za siebie i macie ten rozdział,huh. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest najciekawszy i wgl, ale niezbyt mi się chciało,uh.

piątek, 25 lipca 2014

Twenty - Seven

Harry's POV

Początek następnego dnia jest bardzo chaotyczny. Wciąż dostaję wiadomości lub telefony z informacjami, dotyczącymi poszukiwań. Całe przedpołudnie zajmują mi rozmowy z resztą gangu. Nie wszyscy jeszcze wykonali swoje zadania, co z lekka mnie niepokoi, ponieważ czasu mamy mało. 
Z Niallem umówiłem się na godzinę piętnastą, więc mam jeszcze ponad trzy godziny do spotkania. To bardzo dobrze, ponieważ ilość informacji, która z godziny na godzinę się zwiększa, jest ogromna i sam nie wiem, czy wyrobię się z tym wszystkim do ustalonej godziny. 
Jak na ten moment nie dostałem ani jednej pozytywnej wiadomości. Nie było to jakoś bardzo zadowalające, ze względu na to, że liczba miejsc, w których mogła być Alex zmniejszała się, a wciąż nie określiliśmy jej położenia. Najważniejsza i najbardziej prawdopodobna informacja nie została jeszcze dostarczona. Byłem prawie pewien, że dziewczyna udała się do swojego domu. Bo gdzie indziej? Ashton wraz z Seanem mieli się tym zająć. Nie dramatyzowałbym tak, gdyby nie fakt, że wzięli się za zadanie już wczoraj, a jeszcze żadna informacja do mnie nie dotarła. Trochę niepokojące. Starałem się być jak najbardziej spokojny, ale niestety nie wychodziło mi to dobrze. Strasznie się przejmowałem, czułem się za to wszystko odpowiedzialny. Z czasem stwierdziłem, że za bardzo się angażowałem. Pomimo tego i tak fakt, że ani Sean, ani Ash się nie odzywali nie dawał mi spokoju. W końcu postanowiłem zadzwonić do jednego z nich, stwierdzając, iż bez tego bym się nie doczekał. Spośród tej dwójki pierwszy w moich kontaktach był Ashton, więc wybrałem numer do niego. Odebrał po czterech sygnałach. 
- Halo? - odebrał zaspany głos.
- Obudziłem cię?
- Ta - mruknął.
- Jest po dwunastej, a ty śpisz?
- No wiesz, dla niektórych to jest jeszcze noc. Doba Ashtonowa zaczyna się od czternastej - ziewnął.
- Dobra, nieważne. Masz dla mnie jakieś informacje? - spytałem.
- Jakie znowu informacje? - jego głos wydawał się być zdziwiony.
- Dotyczące Alex.
- Aaa.. Nie ma jej w domu, musimy szukać dalej.
- Och, okay..
- Mogę iść dalej spać?
- Tak - zaśmiałem się, po czym zakończyłem rozmowę.
Westchnąłem z irytacją.
- Dupa - powiedziałem do siebie.
Nie było jej w miejscu, w którym się spodziewałem. Nie byłem z tego powodu zadowolony. Naprawdę miałem cichą nadzieję, że Alex się odnajdzie i będzie spokój. Ale jak zwykle wszystko musiało się zepsuć. 
Krążyłem bezcelowo po domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie miałem na nic ochoty, kompletnie. Nie byłem ani głodny, ani zmęczony, ani nie miałem chęci na jakąkolwiek rozrywkę. To było bezsensu. Wyszedłbym na papierosa, ale nie mogłem ze względu na astmę. Życie jest niesprawiedliwe. Usiadłem na wyspie kuchennej, patrząc pusto przed siebie. Siedziałem tak około pięć minut, aż w końcu dostałem wiadomość, która wyrwała mnie z bezczynnego transu. Odblokowałem ekran telefonu, czytając smsa. Niall pytał się w nim, czy moglibyśmy wyjechać za mniej więcej pół godziny, bo nie ma co robić. Ta wiadomość uratowała moje życie przez zginięciem z nudów. Szybko wystukałem zatwierdzenie pytania, pytając się, czy nie moglibyśmy wyjechać nawet teraz. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Po przeczytaniu krótkiego 'Ok', zeskoczyłem z miejsca, na którym siedziałem i poszedłem do przedpokoju, aby zabrać ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Po wykonaniu tej czynności byłem gotów do wyjazdu. Wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz. 

Droga do domu Nialla nie zajęła mi dużo czasu. Kiedy podjechałem pod jego parcelę, siedział na chodniku przed domem, kończąc papierosa. W momencie, kiedy mnie ujrzał, zgasił go, wstając. Otrzepał się lekko, a następnie wsiadł do auta. 
- Co tam? - rozpoczął rozmowę.
- Źle.
- Czemu? 
- Ash i Sean sprawdzili dom Alex i nie było jej tam.
- Czyli musi być u Luke'a - mruknął.
- Nie chcę nawet tak myśleć. 
- No ale nic nie poradzisz. Po prostu lubi go bardziej od ciebie i tyle.
- Weź się zamknij.
- Nie umiem. Ja jestem stworzony do mówienia i dobrze o tym wiesz. Gdyby nie ja, świat byłby nudny.
Wywróciłem oczami. Niall faktycznie był bardzo, ale to bardzo rozmowny. Potrafił nawijać godzinami, nawet jeżeli wiedział, że nikt go nie słucha, to i tak mówił. Wtedy nie dało się ogarnąć, czy on mówi do osób, które znajdowały się w pobliżu niego, czy do siebie. 
- Ale nie przejmuj się tak. Kiedyś się odnajdzie. Żywa czy nie, znajdzie się.
- Tak, wiem, tylko chodzi o to, że nie mamy dużo czasu. 
- Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny odkąd uciekła, a ty panikujesz. Przystopuj chłopie - powiedział.
Miał rację, popadłem w jakąś obsesję. Moim planem było mieć wyjebane, aż sama by wróciła, a tak naprawdę minęło kilka godzin, a ja byłem cały w nerwach. Westchnąłem głęboko.
- Wiesz co, ty to jednak jesteś bardzo małomówny - odrzekł. 
- Wcale nie. 
- To niby dlaczego już po raz drugi mi nie odpowiedziałeś? - spytał poirytowany.
- Bo nie było sensu. 
- Tak, na pewno. 
- Boże, Niall nie dramatyzuj.
- Ja wcale nie dramatyzuję.
- Wcale.
- No i widzisz? Jak chcesz to umiesz być zgodny - uśmiechnął się w moją stronę.
- Idiota. 
- I kto to mówi - wypuściłem głośno powietrze przez nozdrza, nie odpowiadając. 
Po kilku minutach byliśmy pod domem Hemmingsa. 
- Masz broń? - spytałem.
- No mam, ale nie mam pojęcia po co nam ona.
- Znasz Luke'a, on jest zdolny do wszystkiego - powiedziałem, po czym opuściłem samochód. Ruszyłem w stronę furtki, Niall podążał za mną. Stanąłem przed nią, naciskając guzik przy domofonie. Po chwili odezwał się z niego głos.
- Słucham?
- Pizza przyjechała - rzekłem.
- Bardzo śmieszne. Jaki jest powód waszych odwiedzin? 
- Pytanie. 
- Nie, nie powiem ci kiedy mam urodziny, ale to urocze z twojej strony - Luke jest jednym z najbardziej irytujących osób jakie znam. 
- Nie o to mi chodzi, idioto.
- Pff, jak tam chcesz. W takim razie zapraszam.
Kilka sekund później usłyszałem charakterystyczny dźwięk, oznaczający możliwość wejścia na posiadłość Hemmingsa, poprzez furtkę. Popchnąłem ją, przepuszczając Nialla przed siebie.
- Panie przodem - kącik moich ust poniósł się. 
Wszedł, a ja za nim, zatrzaskując metalową powłokę. 
- Skąd wiesz gdzie on mieszka? - spytał cicho Niall. Wzruszyłem ramionami.
Podeszliśmy pod drzwi, czekając na ich otwarcie. Nie zajęło nam to długo, po kilkunastu sekundach drzwi się otworzyły i ujrzeliśmy w nich Luke'a.
- W czym mogę wam pomóc? - spytał.
- Alex tu jest, prawda? - zacząłem.
- Może. A do czego wam ta informacja?
- Daruj sobie, Luke. I tak wiemy, że tu jest - powiedział Niall.
- Nawet jeśli, co z tego?
- Chcemy z nią porozmawiać. 
- Wy może chcecie, ale ona nie - uśmiechnął się Hemmings. 
- Skąd możesz wiedzieć? Po prostu ją tu zawołaj - mruknąłem.
- A co jeśli nie chcę?
- Jezu, chcemy tylko się czegoś od niej dowiedzieć.
- Skąd niby wiecie, że tu jest?
- Ashton i Sean mieli poszukać jej w domu rodzinnym, a skoro jej tam nie było, to musi być tu - wyjaśnił Niall.
- Och.. No tak. A tak w ogóle, to ten Sean jakiś dziwny był.
- Był? - spytałem, marszcząc brwi.
- A właśnie, bo wy nic nie wiecie. Wnerwił mnie, więc go zabiłem.
- Że co?! - uniosłem się.
- Ciszej, człowieku.. Teraz macie jednego mniej.. - zaśmiał się. - Jesteście coraz słabsi.
W tamtym momencie miałem rzucić się na niego, lecz Niall mnie powstrzymał.
- To nic nie da - szepnął.
Buzowało we mnie. Luke mały pierdoleniec Hemmings zabił mi członka gangu. Nie mogłem uwierzyć.
- To co? Zawołasz ją? - spytał Horan.
Luke zagryzł dolną wargę, przez co jego kolczyk zmienił położenie. 
- Okay - powiedział w końcu.
Niall westchnął z ulgą. 
- Ale! Co ja będę z tego miał?
- Kupię ci prezent na urodziny.
- Nawet nie wiesz kiedy one są.
- Trudno.
- Co mi kupisz? 
- Bombę, żeby cię w końcu coś zabiło - syknąłem.
- Ojej, jakie to kochane. 
Odwrócił się na pięcie, wchodząc do środka domu. Wciąż byłem wściekły, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że nic to nie da i, że nie miało to sensu.
- Jak myślisz? Wyda nas? - spytał Horan.
- Nie wiem.. Miejmy nadzieje, że nie. 
Razem z Niallem patrzyliśmy w głąb domu Hemmo, oglądając go.
- Alex, jakieś upośledzone dzieci chcą się z tobą widzieć - usłyszałem głos blondyna. Byłem pewien, że specjalnie powiedział to na tyle głośno, abyśmy usłyszeli. Reszta ich krótkiej rozmowy brzmiała o wiele ciszej, nie mogłem już usłyszeć co mówili. Po niedługiej chwili w miejscu, gdzie niedawno znajdował się Luke, stanęła Alex.
- Czego chcecie? - spytała.
- Mamy do ciebie pytanie - powiedział Niall.
- Jakie?
- No więc, to jest trochę skomplikowane, ale-
- Nie zamierzam z tobą rozmawiać, tylko z nim - wskazała na Nialla. Zrobiłem się zły.
W tle usłyszałem śmiech Luke'a. Wyminąłem Alex, złapałem za klamkę drzwi i pociągnąłem za nią tak, że powłoka się zamknęła.
- Chodzi nam o to, że chcemy być pewni, iż nie wydasz nas policji - dokończył za mnie Niall. 
- Och.. Szczerze, to nawet o tym jeszcze nie myślałam. Ale spokojnie, was nie wydam. To znaczy.. Jeśli chodzi o ciebie, - spojrzała na mnie - to się jeszcze zastanowię, ale reszta może się czuć bezpieczna.
- To świetnie - rzekł Niall. Wcale nie było świetnie. 
Spojrzałem jednoznacznie na Nialla. Na szczęście załapał o co chodzi. 
- To ja już pójdę - powiedział, po czym odwrócił się i poszedł do samochodu.
- Jakieś jeszcze pytania? - spytała dziewczyna.
- Nie, ale-
- O, w takim razie żegnam - odwróciła się, chwytając za klamkę. Złapałem ją za nadgarstek, odwracając przodem do siebie.
- Co jeszcze?
- Wrócisz? - spytałem.
- Dlaczego niby?
- No bo.. Em..
- Harry, po tym co się stało nie myśl, że zamierzam wrócić. Jesteś kompletnym chujem w moich oczach i nie chcę cię więcej znać. Wybacz.
Przełknąłem ciężko ślinę. 
- Chociaż mnie jeszcze przez chwilę posłuchaj.
- Ale nie chcę.
- Proszę.. - westchnęła cicho.
- Dobra.
- Nie możesz tu mieszkać. Luke nie jest dobrym człowiekiem. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co on może ci zdobić. Wiem, że-
- Jeśli tak ma wyglądać twoja wypowiedź, to sorry, ale ja podziękuję. Chyba sama wiem, co jest dla mnie dobre, więc..
 - Ale ja mówię na serio. Błagam, musisz mnie posłuchać.
Prychnęła.
- Nic nie muszę, Harry. Teraz wybacz, ale nie mam zamiaru dalej z tobą rozmawiać. Żegnaj - odwróciła się i weszła do domu. Patrzyłem smutnymi oczami, jak znika za drewnianą powłoką. 
Wróciłem do samochodu, wsiadając do niego bezemocjonalnie. 
- I jak? - spytał Niall.
- Miałeś rację. Woli go ode mnie - mruknąłem. 
I to wszystko moja wina. 

~*~
Więc tak, pierwsza sprawa - do końca zostały cztery rozdziały, wliczając w to ten. Czyli trzy xd. Ten oraz następny będą takie przejściowe, a dwa następne to będzie finał. Chociaż.. Może ten przedostatni to będzie bardziej wprowadzenie do finału.. Zobaczymy.
Kolejna sprawa, to taka, że komentarzy znów jest coraz mniej. Ja nie wiem, czy moje ff wam się już nie podoba, czy jak :(
I ostatnia, najważniejsza. Dziś wylatuję na wakacje na dwa tygodnie i nie mam pewności, że przez ten okres czasu rozdział się pojawi. Może będę miała jakiś wolny wieczór, czy coś i wtedy go opublikuję, ale naprawdę nie mam pewności. Musicie czuwać :)

wtorek, 22 lipca 2014

Twenty - Six

Nie miałem nawet najmniejszej pewności, że mój plan mógłby wypalić. Przecież ona mogła być wszędzie. Starałem się być dobrej myśli, mając nadzieję, iż Alex się gdzieś odnajdzie. Pomimo tego, iż wiedziałem, że to jest bez sensu, chciałem rozpocząć poszukiwania. O ile można było to tak nazwać. Przecież to ona sama odeszła, a ja chciałem ją znaleźć. Chyba. Z czasem zacząłem zastanawiać się nad powodem, dla którego tak bardzo chcę odnaleźć tą dziewczynę. To było takie nienormalne, kompletnie nie w moim stylu. Ona była tylko zwykłą dziewczyną, która ze mną mieszkała, a może i mieszka, kto wie. Przynajmniej starałem sobie wpoić to do głowy. Nigdy wcześniej nie mieszkałem z dziewczyną, nie licząc mojej rodziny. Nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że ktoś był w domu razem ze mną. Do momentu, kiedy zdecydowałem się na 'wzięcie' jej do siebie, mieszkałem sam. Z początku nie czułem się najlepiej z tym, że ktoś kręci się po domu, ogólnie w nim przebywa. Było bardzo nieswojo, jak dla mnie. Obecność osoby drugiej, którą było widać, słyszeć, a nawet czuć, przez pierwsze dni była dla mnie okropną udręką. Największym problemem wtedy było co zrobić z Alex, kiedy musiałem gdzieś wyjechać. Nie umiałem jej zaufać, byłem pewien, że się wymknie, pójdzie na policję, oskarży mnie o porwanie i wszystko ległoby w gruzach. Dlatego zazwyczaj zabierałem ją ze sobą, co w większości przypadków nie wychodziło na dobre. Puszczały mi nerwy, gdy zrobiła coś, czego nie powinna. Z biegiem czasu powoli zacząłem się do tego przyzwyczajać, robiło się dla mnie normalne to, że byłem w domu razem z nią. Tak jakby stawała się częścią mojego życia, co w mojej głowie brzmiało przerażająco. Wnioskując - prawdopodobnie zależało mi tak bardzo na jej powrocie, ponieważ nie chciałem znów być sam. Czasami wydawało mi się, że jej przybycie zmieniło moje życie na trochę lepsze. Na pewno było weselej, nie czułem już tej przytłaczającej samotności. Następnie zacząłem zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem ja po prostu nie boję się tego, że mógłbym zostać sam. To brzmiało tak bardzo gównianie, ale.. Może i tak było. Westchnąłem.
- Hazz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
- No?
- Czy ty jesteś pewien, że ten twój genialny plan wypali? 
- Co masz na myśli? - spytałem, marszcząc przy tym brwi.
- No bo widzisz.. Co jeśli znajdziemy Alex, ale ona wcale nie będzie chciała wracać? Nie będzie nas słuchać i w ogóle? Wiesz, że wtedy będziemy musieli ją..
- Wiem - warknąłem.
Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli. Ale niestety to było bardzo prawdopodobne i nie dziwiłbym się, gdyby tak się stało. Spójrzmy prawdzie w oczy, dlaczego Alex miałaby chcieć tu powrócić? Jestem chyba najgorszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznała. Po tym, co zrobiłem pewnie znienawidziła mnie jeszcze bardziej. Przez ten cały czas musiałem być dla niej ogromną udręką. Ale dlaczego ja się tak zamartwiałem? Najważniejsze było, aby znaleźć ją i przeszkodzić jej pójście na policję oraz zeznawanie na nas. Nie powinno mnie obchodzić to, co czuła Alex. Należało się zająć własnymi problemami.
- I co zrobimy? - kontynuował rozmowę.
- To co należy - powiedziałem.
- Mógłbyś dokładniej? - Zayn spojrzał na mnie z irytacją.
- Musimy zadbać o nasze bezpieczeństwo i nie obchodzi mnie to, czy ona będzie chciała wrócić czy nie. Trzeba upewnić się, że nas nie wyda. 
Pokiwali zgodnie głowami. W tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi, obwieszczający gości.
- Pójdę otworzyć - zadeklarował Niall.
Wstał i poszedł w kierunku drzwi. Chwilę potem do salonu, gdzie się znajdowaliśmy, weszła reszta gangu, czyli aż trzy osoby. Razem było nas ośmiu. Rozsiedli się w fotelach lub sofach, a Niall wrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Przechodząc do sedna, jaki jest twój plan? - spytał Ashton. Chrząknąłem.
- Więc wygląda to tak - zacząłem. - Zjebałem sprawę, Alex ode mnie, że tak powiem odeszła i musimy ją odszukać, ze względu na to, iż nie wiemy, czy możemy jej ufać i czy nas nie wyda. Chodzi mi głównie o to, że ona jest wszędzie i nie dam rady sam spróbować jej jakoś odszukać. 
- To jak to zrobimy? - spytał Liam.
- Wydaje mi się, że możemy się podzielić na dwuosobowe grupy. Chyba, że ktoś chce być sam, to nie bronię - wyjaśniłem. 
W tym samym momencie telefon Ashtona zadzwonił. Chłopak przeprosił, wstał i poszedł w ustronne miejsce, aby kontynuować rozmowę telefoniczną. 
- Już mówię, że nie możemy tak sobie od razu wparowywać do domu obcych osób. Podajcie się za jakichś znajomych Alex czy coś, musicie zdobyć zaufanie ludzi, do których udacie się z poszukiwaniami. Ktoś jeszcze musi sprawdzić lotniska, czy przypadkiem nie wyleciała gdzieś. Zgoda?
Po kolei pokiwali głowami.
- Ty rozdzielisz kto ma być z kim czy jak? - spytał Zayn.
- Nie, no bez przesady. Mi to jest obojętne, naprawdę. Rozdzielcie się sami. 
Moment później Ashton wrócił do pokoju, chowając telefon do kieszeni swoich jeansów. 
- Coś mnie ominęło? - spytał.
Wyjaśniłem mu wszystko to, co ustaliliśmy. Nie miał żadnych sprzeciwień, ani uwag.
- Mogę być z Seanem? - zwrócił się do mnie.
- Tak, jasne - powiedziałem. Spojrzałem pytającym wzrokiem na Seana.
- Mi pasuje - rzekł. 
- W takim razie wy pojedziecie do rodziców Alex, okay?
- Ta - odparli zgodnie.
- Ja z Niallem jutro udamy się do Luke'a. Mamy chyba najgorsze zadanie, ale nic nie poradzę. Ktoś musi - mruknąłem niezadowolony. 
- Możemy już jechać? - spytał Ash.
- Chyba tak - powiedziałem. 

Ashton's POV

Po telefonie Luke'a opowiedziałem mu co się działo, o czym rozmawiamy i co ustaliliśmy. Blondyn powiedział mi co mam zrobić, aby jego plan poszedł zgodnie z oczekiwaniami. 
Wyszliśmy z Seanem, udając się do mojego auta. Wsiadłem do środka, zatrzasnąłem drzwi od strony kierowcy i czekałem, aż chłopak wsiądzie do środka. Nigdy jakoś mu się nie przyglądałem. Dwudziestodwulatek miał proste, ciemnobrązowe włosy, dosyć jasną karnację, na której znajdowały się pieprzyki. Jego zarys szczęki był mocny, usta pełne. Chłopak był dobrze zbudowany. Jego wzrost dorównywał mojemu, czyli można stwierdzić, że był wysoki. Sean w gangu zajmował się wszelkimi sprawami związanymi z narkotykami, czyli przemycaniem, handlem i tak dalej. 
Po usłyszeniu trzasku zamykanych drzwi odpaliłem silnik, wyjeżdżając z podjazdu Harry'ego. Według mnie jego plan był kompletnie bez sensu. Mieszkał razem z Alex, czasami to normalnie osrałby się za nią, a teraz nie wie czy możemy jej ufać. Niech sobie człowiek mózg kupi. 
Jechaliśmy niezbyt szybkim tempem, rozmawiając o różnych nieintrygujących błahostkach. Nie miałem ochoty na rozmowę, ale niestety Sean był człowiekiem towarzyskim i bardzo rozmownym, więc przez całą drogę nadawał non stop. 
- Wiesz jak tam dojechać? - spytał.
- Tak, tak - mruknąłem. 
Po następnych dziesięciu minutach dojechaliśmy na wyznaczone miejsce. 
- Ash? - spojrzałem na niego - To chyba nie jest dom rodziców Alex - jego głos był bardzo niepewny. 
- Wiem, mam coś do załatwienia, a potem pojedziemy do nich. To nie zajmie dużo czasu. Chodź ze mną, po co masz tu tak siedzieć? - zachęciłem go ręką, po czym opuściłem auto, udając się do środka opuszczonych magazynów, w których Luke kiedyś spotkał się z Harrym. Odwróciłem się, sprawdzając, czy Sean na pewno podążał za mną. W środku śmierdziało stęchlizną oraz pleśnią. Poszedłem w głąb, do miejsca, w którym umówiłem się. Po drodze zgubiłem Seana, co było ustalone, więc kompletnie się tym nie przejąłem. 
- Jest tu? - odwróciłem się i ujrzałem przed sobą Luke'a. 
- Mhm - odpowiedziałem. 
- Świetnie. Możesz iść do auta, zaraz przyjdę - rzekł, a ja wykonałem jego polecenie.

Luke's POV

Szedłem w stronę głosu Seana, który nawoływał Ashtona. W końcu ujrzałem go, stał na środku jakiegoś pomieszczenia w tych obślizgłych magazynach, kręcąc się. Stanąłem w cieniu, pozostając niezauważony. 
- Bu - mruknąłem, przerywając jego wołania.
Podskoczył ze strachu, na co zaśmiałem się złowieszczo.
- Ashton? - spytał.
- Nope - wyszedłem z ciemnego miejsca, podchodząc do chłopaka. Na mój widok rozszerzyły mu się źrenice, prawdopodobnie ze strachu. Praktycznie każdy z tej ich bandy, bo gangiem tego nazwać nie mogę, się mnie bał. Oprócz Irwina i Harry'ego, oczywiście. Bardzo mnie to satysfakcjonowało. Mieli mnie za psychicznego człowieka, który jak najszybciej powinien być odesłany do lekarza czy gdzieś. Tak bardzo mnie to śmieszyło.
- Luke? Czego ty chcesz? - spytał przerażony. 
- Ciebie, w pewnym sensie.
- A do czego ja ci jestem potrzebny?
- Powiedzmy, że chciałbym, abyś przeszedł na moją stronę. U Harry'ego jesteś nic nie warty, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo on wami pomiata. 
- Nie przekonasz mnie - zapewnił.
- Styles myśli, że wszystko mu wolno. Mówi wam co macie robić, jakbyście nie mieli własnych rozumów. On nie jest fair, Sean. 
- To nic. I tak nie zamierzam dołączyć do ciebie. Nie myśl sobie. Gdzie jest Ashton? - rozejrzał się wokół siebie.
- Poszedł sobie. 
- Co?
- No poszedł sobie. On jest chyba najmądrzejszy z was wszystkich. Posłuchał mnie i co? Ma coś z życia, nie to co wy.
- Jak to? To znaczy, że to, co mówiłeś Harry'emu, o tym-
- Mhhhm...
- Niemożliwe.
- To co? Wchodzisz ze mną w układ?
- Nigdy - powiedział. - Nawet w twoich snach. 
Zaśmiałem się. 
- Wiesz, że teraz Harry się o wszystkim dowie i nici z was będą? - spytał zadowolony.
Sięgnąłem po przygotowany wcześniej na wszelki wypadek przyrząd, wyciągając go z kieszeni.
 - A wiesz, że umiem przepowiadać przyszłość?
Prychnął.
- Wow. Ale jesteś fajny. I co niby mi powiesz, skoro jesteś takim magikiem? 
- Że nie uda ci się go powiadomić - podszedłem bliżej niego, patrząc mu w oczy. Dzieliły nas jakieś dwa centymetry. Zaśmiał się.
- Nie bądź tego taki pewien.
- A wiesz co ci jeszcze powiem? - spytałem, przechylając lekko głowę w prawą stronę.
- Co niby? - patrzył na mnie kpiąco.
- Umrzesz - wyszeptałem, pochylając się w stronę jego ucha, po czym wbiłem ostre narzędzie trzymane w ręku prosto w serce chłopaka. 

~*~
LUKAS CO TY ROBISZ DZIECKO
Nie chce mi się dodawać do bohaterów Seana, no bo on jest tylko tu xd
Wiem, wiem, krótki i za mało Alex. W następnym rozdziale będzie jej dużo, I PROMISE. 
Tak jak już pisałam - powoli zbliżamy się do końca. Do następnego rozdziału postaram się obliczyć ile jeszcze dokładnie zostało rozdziałów :) Niestety nie mogę zrobić drugiej części, przykro mi. Ja to sobie zaplanowałam tak jak będzie i nie ma tam part 2. W ostatnim rozdziale napiszę wam notkę, która będzie dotyczyła mojego kolejnego bloga, który MOŻE zaistnieje, więc się nie martwcie, możliwe, że będę tworzyć dalej x

piątek, 18 lipca 2014

Twenty - Five

Alex's POV

Weszłam do pokoju, który wyznaczył mi Luke. Od razu poczułam zapach mocnych, męskich perfum. Na pierwszy rzut oka pokój wydawał się być schludny. Nawet bardzo. Pomieszczenie było równie wielkie, jak pokoje w domu Harry'ego. Dom chłopaków tak samo. Wciąż dziwiło mnie to, skąd ci wszyscy ludzie mają tyle pieniędzy, zważając na to, że mieszkają sami. Rozejrzałam się po pokoju, lustrując go wzrokiem. Ściany były koloru pomarańczowego, lecz gdzieniegdzie można było dostrzec także pasma jasnego popielatego. Bardzo dobrze dobrano te dwie farby, pokój przez to wyglądał jaśniej. Meble były metalowe, koloru jasnego bordo. Pokój był zdecydowanie w stylu nowoczesnym. Przy lewej ścianie w stosunku do drzwi stało łóżko. Pościel była popielata, jak niektóre odcinki ścian. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Przy ścianie naprzeciwko mnie stała jedna, szeroka komoda, a przy prawej duża szafa. Obok łóżka znajdował się mały, zgrabny stoliczek nocny. Po wejściu w głąb pokoju przy ścianie, w której znajdowały się drzwi dostrzegłam biurko wraz z krzesłem, a na metalowej powłoce laptopa oraz kilka książek. Ogółem mówiąc, całe pomieszczenie wydawało się być bardzo przytulne. 
Chłopcy wydawali się być naprawdę mili i przyjaźni w stosunku do mnie, co bardzo moją osobę cieszyło. Wciąż nie byłam pewna co to tego, czy im nie przeszkadzam albo nie robię kłopotu, lecz Luke zapewniał mnie, że absolutnie nie. Starałam się nie myśleć o wydarzeniu w domu Harry'ego, pomimo tego, że było to bardzo trudne. 
- Było, minęło i należy o tym zapomnieć - powtarzałam sobie w myślach.
Zaczęłam się powoli rozpakowywać, starając się nie zmienić miejsca położenia żadnego z rzeczy Caluma. Z poprzedniego domu nie zabrałam ze sobą wielu rzeczy, przez co byłam na siebie okropnie zła. Nie dawało mi spokoju to, czy Harry zacznie mnie szukać, czy też nie. Należało czekać, odpowiedź sama w końcu kiedyś się udzieli.

Luke's POV

Schowałem telefon z powrotem do kieszeni, ignorując tymczasowo wiadomość. Usiadłem pomiędzy Ashtonem i Calumem, którzy jedli sernik zrobiony przez Irwina i Mike'a. 
- Chcesz? - spytał Cal z pełną buzią, wziął talerz z ciastem, leżący na ławie przed nim i podał mi go. 
- Nie chcę, dzięki - powiedziałem. 
Przez następne kilkanaście minut żadne z nas nie odezwało się. Michael robił coś w swoim telefonie, a reszta wciąż jadła. Przybrałem poważny wyraz twarzy, starając się nie zwracać uwagi na to, co działo się wokół mnie. Wyciągnąłem telefon i postanowiłem odpisać Harry'emu, aby mieć to później z głowy. Następnie obmyślałem dalszy ciąg mojego planu, który musiał wyjść jak najlepiej. Wszystko należało zaplanować idealnie. Trzeba też było wymyśleć plan B, gdyby ten pierwszy nie wypalił. Było bardzo dużo do zrobienia.
Czasem wydawało mi się, że wszystko musiałem robić ja, jeśli chodziło o sprawy gangu. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jako jego szef, będę mieć mnóstwo obowiązków. Ale żeby prawie wszystko? Reszta była zbyt leniwa, aby mi choć w małym stopniu pomóc. To takie wnerwiające. 
- Nad czym tak rozmyślasz? - spytał Mike.
- Ustalam plan na najbliższe dni - mruknąłem. 
- Och..
Nagle usłyszałem cichą, krótką melodię, która wydobyła się z telefonu Ashtona. Odblokował on swoją własność, skanując wzrokiem ekran smartfona. Wyglądało na to, że dostał sms'a. 
- Muszę iść - odparł z grymasem na twarzy. 
- Co jest? - spytałem. 
- Spotkanie służbowe - wywrócił oczami. Prychnąłem. Te ich spotkania to jedno wielkie gówno, nic praktycznie nie robią na nich. Bez sensu. Ale przynajmniej się czegoś znów dowiem, co może mi ułatwić wykonanie mojego planu. 
- Wiecie co, pójdę lepiej zobaczyć co u Alex - rzekł Michael.
- Okay, idź - powiedziałem. 
Chłopak wstał, udając się do jej pokoju. Ashton wsunął telefon w tylną kieszeń i ruszył w stronę wyjścia. Po chwili w pokoju rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
- Masz jakieś nowe pomysły? - do rozmowy powrócił Cal.
- Szczerze mówiąc, to jeden. Mam ochotę pograć z nim w grę.
- Grę? - spytał.
- Tak, grę. Ale nie byłaby to zwykła gra, oczywiście. Taka jakby... Gra o życie. 
- Zapowiada się ciekawie... Ale o czyje życie? Jego?
- Oczywiście, że nie. To byłoby zbyt proste. O kogoś bardziej... Wartościowego. 
Pokiwał głową.
- Stwierdziłem, iż z lekka bez sensu jest powtarzać sytuację, wszystko praktycznie tak samo, no, prawie wszystko. Nuda. I do głowy przyszedł mi ten pomysł. Może się udać - wytłumaczyłem. - Nie jestem jeszcze do końca pewny, czy będzie mi się chciało tak bardzo wysilać. Dlatego zobaczymy, jak się uda - wykonamy ten plan, a jak nie - to ten stary. 
- Świetny pomysł - pochwalił Calum.
- No wiem, bo mój - zaśmiałem się, a on wywrócił oczami. 
W tym samym momencie wrócił Mike. 
- I? - spytałem.
- Prawie skończyła się rozpakowywać i w ogóle, zaraz tu przyjdzie. Myślałem, że może zamówili byśmy pizzę czy coś?
- Okay, idź się spytać jaką lubi - rozkazałem.
- Ale-
- Idź.
Michael pobiegł do pokoju wyznaczonego dla Alex, a ja i Calum powróciliśmy do rozmowy.
- Nie sądzisz, że będzie to strasznie wredne w stosunku do niego? - spytał.
- Nie, dlaczego? - zmarszczyłem brwi.
- Nie wiem.. Jakoś tak pomyślałem - wzruszył ramionami. 
- Przecież wiesz jaki jestem. Dla mnie nic nie będzie przesadne, to chyba oczywiste. Według mnie on zasługuje na to, głównie przez to, co zrobił. Będzie cierpiał tyle, ile mi się podoba - rzekłem.

Harry's POV

Od godziny chodziłem w tą i z powrotem, jednocześnie rozmawiając z Zaynem, Louisem, Liamem i Niallem. Przez większość tego czasu mówili mi jakim to wielkim jestem idiotą, że jestem nieodpowiedzialny, samolubny i tak dalej. Z tego wszystkiego zdawałem sobie sprawę, nawet może za bardzo. Wolałbym nie martwić się tak bardzo, jak to robiłem.
Nie wiedziałem zbytnio co mam myśleć o sobie oraz tej całej sprawie. Z jednej strony wiedziałem, że nie powinienem był dać jej uciec, bo przecież coś mogło się stać, ale z drugiej mogłem się też cieszyć, ponieważ nareszcie byłem wolny, miałem pustą chatę i znów mogłem tu robić co mi się podobało. Miałem okropne wyrzuty sumienia, które bardzo chciałem ukryć przed chłopakami. Lecz po tym, jak uświadomili mi co zrobiłem, było jeszcze gorzej. Zacząłem trochę panikować, co kompletnie nie było w moim stylu, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, co robiłem. Do czasu.
- Harry, powiedz mi po raz kolejny, jak mogłeś zabić tego kota?! Przecież on był taki zajebisty! Trzeba było oddać go mnie! - unosił się Niall, machając przy tym rękoma.
On jako jedyny przejmował się tym futrzakiem, prawiąc mi morały dotyczące tego, jaki to ja jestem zły dla zwierząt. Reszta za to opieprzała mnie za moją głupotę, według nich.
- Boże, Harry, jesteś takim dzieckiem - powiedział Liam, łapiąc się za głowę. - Zawsze musisz coś spartolić, zawsze. 
- Jesteś bardzo nieodpowiedzialny - rzekł Zayn.
- I bezmózgi - dorzucił Louis.
Wywróciłem oczami na ich komentarze. To co mówili wcale nie podtrzymywało mnie na duchu. 
- Chłopaki, nie pomagacie - westchnąłem. 
- Jesteś po prostu głupi - powiedział Niall.
- Dzięki - mruknąłem.
- Ale to prawda. Musisz bardziej na siebie uważać, człowieku! Ona może pójść na policję i wszystko im wygadać, czy ty tego nie rozumiesz?! Przez twoją idiotyczną decyzję skończymy resztę życia za kratkami! Ja pierdolę.. - wybuchnął Zayn. 
Teraz zdałem sobie sprawę z tego, że im wcale nie chodziło o to, że Alex mogło się coś stać. Tylko mi. Poczułem się dziwnie i głupio. Powinienem był wcześniej faktycznie pomyśleć nad tym, co może się stać z perspektywy chłopaków oraz mojej. Jakkolwiek by na tą sprawę nie spojrzeć - było źle. 
- Jeśli stanie się tak jak mówi Zayn- 
- Wypluj to - przerwał Liamowi Louis.
- Nie przerywaj mi - warknął. - Jeżeli to może faktycznie się wydarzyć, to wszystko będzie twoja wina i musisz zdawać sobie sprawę z tego, że dostaniesz najwyższy wyrok, bo to ty jesteś w tym całym nienormalnym gangu najgorszy.
Spojrzał na mnie ostro. Nie wiedziałem już co ze sobą robić. 
- Wiecie co?! Po prostu nie przejmujmy się tą sprawą, hm?! Może nie poszła na policję, tylko gdzieś sobie uciekła, nie wiadomo gdzie?! Albo ktoś ją porwał, zabił i po sprawie, bo tak by było dla was najlepiej, co?! A może poszła na tą policję i będziemy siedzieć?! Chuj wie, kogo to przecież obchodzi! - nie wytrzymywałem już emocjonalnie. 
Wymienili spojrzenia. 
- Czekaj, czekaj, czekaj... A może... Zależy ci na niej. Dlatego tak bardzo się przejmujesz tym, gdzie jest.. - powiedział Louis.
Zayn zagwizdał.
- Harry się zakochał, Harry się zakochał - zaczął śpiewać Niall. 
- Przestańcie. Nie kocham jej, nie zależy mi na niej. Co was napadło? Po prostu także denerwuje mnie to, co ona może zrobić. Tyle. 
Nastała cisza. Każdy myślał nad tym, co powiedzieć, aby jego wypowiedź miała nawet najmniejszy sens oraz, żeby od razu nie została sprostowana przez kogoś z pozostałych. 
- Pomyślmy. Czy Alex ma tu rodzinę? Ma, nie? - zwrócił się do mnie Niall. Usiadłem na kanapie, nie mając już siły chodzić.
- Wiem, że ma rodziców, którzy mieszkają nawet niedaleko, ale-
- No to już wiemy gdzie jest - wyprostował się Liam.
Spiorunowałem go wzrokiem.
- Ale nie są w dobrych relacjach, wręcz się nienawidzą, więc nie sądzę, aby do nich poszła - dokończyłem.
- A przyjaciele ze szkoły?
- Nigdy nic o nich nie mówiła.. Kurwa. Niby wszystko o niej wiem, ale nic.
- Czyli żadnych jej znajomych nie znasz?
- Nie.. Chociaż.. Cholera, znam jednego. Mogła go uznać za przyjaciela, idealnie taką rolę udaje. 
- No? Kto to? - spytał Zayn.
- Luke - mruknąłem. 
- Jezu, tylko nie on... Historia znowu się powtarza, świetnie - marudził Lou.
- Myślisz, że może być u niego? 
- Możliwe, dlatego napisałem do niego sms'a, pytając się czy ją ma.
- Co zrobiłeś?! Nie wierzę, ty naprawdę jesteś idiotą - powiedział Zayn.
- Myślałem, że to jakoś pomoże...
- Ty to już za bardzo nie myśl - mruknął Niall.
- Kurwa, chłopaki! Przestańcie mi mówić co mam robić, a czego nie, bo to jest cholernie wkurzające! - krzyknąłem.
- I co z tym Luke'iem? - spytał Liam.
- Odpisał mi niedawno, że u niego jej nie ma oraz, że jestem pierdolnięty.
- To ostatnie jest chyba pierwszą rzeczą, z którą mogę się zgodzić - powiedział Louis.
- Zamknij się - skarciłem go.
- I ty mu wierzysz? - spytał z kpiną Horan. 
- Nie wiem już sam w co wierzyć...
- Słuchaj Luke'a, daleko zajdziesz - zadrwił Zayn. 
Ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. Moje wyrzuty sumienia stawały się coraz większe, z każdą chwilą bardziej obwiniałem się o to wszystko. Postanowiłem, iż potrzebuję pomocy liczebnej.
- I co zamierzasz zrobić? - spytał Liam.
- Spotkanie gangu. Każdy dostanie inne miejsce do przeszukania, jakoś ją znajdziemy - powiedziałem. 
- Kiedy ono będzie?
- Za pół godziny - odparłem, a następnie wyciągnąłem telefon, aby napisać do pozostałych członków ekipy o spotkaniu.

~*~
Moi kochani, muszę Was poinformować, iż powoli zbliżamy się do końca. Zostało jeszcze mniej więcej pięć rozdziałów.. Jak ja to przeżyję?
Kolejne powiadomienie, to takie, że do końca bloga Alex będzie mieszkać u Luke'a, dlatego mam nadzieję, że odpowiada Wam forma, jaka jest teraz. Będzie i perspektywa osób, które mieszkają razem z Hemmingsem oraz tych, którzy są wokół Harry'ego. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy lubią 5SOS, dlatego postaram się umieszczać jak najwięcej głównych bohaterów, ale może i dla niektórych niestety - Luke będzie aż do końca. 
Trochę mi też smutno, ponieważ ilość komentarzy spadła prawie o połowę, ale co zrobić, eh :(
Jestem strasznie ciekawa co sądzicie o planie Hemmo, więc możecie się swoimi odczuciami podzielić w komentarzach x
Następnie pragnę powiedzieć, iż rozdziały będą pojawiać się w każdy wtorek i piątek, więc nie musicie już pytać się kiedy następny :)

wtorek, 15 lipca 2014

Twenty - Four

Luke's POV

Siedziałem rozłożony w wygodnym, skórzanym fotelu, mając założoną jedną nogę na drugą. Kończyny opierałem o róg ławy, stojącej koło mnie. Ze znudzeniem oglądałem wszystko co działo się wokół. Banda dwóch idiotów latała w tą i z powrotem z niewiadomych powodów, wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Czasem wydawało mi się, że jako jedyny jestem normalny. Oboje byli w samych bokserkach. Nie dało się stwierdzić czy oni po prostu biegali jakby mieli ADHD, czy wykonywali jakiś taniec voodoo, czy też trzeba z nimi było iść do zakładu psychiatrycznego, ponieważ mieli coś nie tak z głową. Godzinę temu Michael powiedział, że zamierzają z Ashtonem zrobić sernik, co bardzo mnie zdziwiło, bo to do nich niepodobne. Tak jak sądziłem, ich wielki plan skończył się na tym, że zaczęli się kłócić o to, kto co ma robić i aby ten problem rozwiązać, zaczęli się rzucać mąką. I tak do teraz biegają, uciekając przed sobą.
- Jak dzieci - mruknąłem pod nosem.
Czasem miałem ich serdecznie dosyć, chciałem się ich pozbyć, aby mieć święty spokój. Ale patrząc na to z innej strony, wychodziło na to, że jednak ich potrzebowałem. Każdy przecież potrzebuje przyjaciół. Mieszkaliśmy razem i gdyby ich tu nie było, to wszystko wyglądałoby inaczej. Byłoby po prostu nudno. 
Z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi frontowych.
- Wróciłem - krzyknął Calum, a po chwili znalazł się w tym samym pomieszczeniu co nasza trójka. - Co do cholery się tu wyprawia?!
- Pieczemy sernik - zielonowłosy chłopak uśmiechnął się do Cala. Ten zaś złapał się tylko za głowę, kręcąc nią. 
- Zrobiłeś wszystko, o co prosiłem? - spytałem.
- Ta, - rzekł - tylko wiesz, trochę żal mi było, bo ten kot był serio ładny. Ale przy rozwalaniu domu był niezły ubaw i-
- I? Masz jeszcze coś do powiedzenia? Ludzie, dlaczego wy zawsze musicie mieć jakieś ale do tego, co wam zadam? Przecież to nie jest żadne przeniesienie Mount Everest, czy coś. Ogarnijcie się trochę. 
Nastała cisza. Ashton, Michael i Calum patrzyli po kolei na siebie. Wyglądali na lekko zdenerwowanych. Uwielbiałem te momenty, kiedy po nawet jedno zdanie, które wypowiedziałem, gasiło ich kompletnie i nie wiedzieli co powiedzieć.
- Ja zawsze wszystko robię idealnie - odezwał się Mike. 
- Ty to akurat masz najmniej do robienia, więc powinieneś w ogóle nie zabierać głosu - powiedziałem.
Prychnął. Wywróciłem oczami; Michael był typem człowieka, który nigdy nie daje za wygraną, nawet jeśli wie, że masz rację, on i tak będzie się kłócił. Często było to bardzo denerwujące, uprzykrzało mi życie, ale nie dało się z tym nic zrobić, tylko spróbować nie zwracać uwagi. Tak też zrobiłem.
- Dobra, - podniosłem się z pozycji półleżącej na siedzącą i klasnąłem dłońmi - wy dwoje to posprzątacie i skończycie ten wasz Mashtonowy sernik, a ja z Calem pójdę ogarnąć to, co mamy do ogarnięcia. Pasi?
Kiwnęli twierdząco głowami. Chłopaki praktycznie zawsze zgadzali się z tym co miałem im do powiedzenia, albo z poleceniami, jakie wydawałem. Nigdy nie mogłem pojąć czy robili to dlatego, bo bali się co mogłoby się stać, jeśli sprzeciwiliby się, czy też po prostu nie mieli nic do zarzucenia temu. 
Razem z Calumem ruszyłem do pokoju naszych wszystkich spotkań, obrad i tym podobnych, czyli biura. Wszedł pierwszy, ja zaraz za nim, zamykając drzwi. Tym razem on usiadł w fotelu, a ja na sofie, znajdującej się naprzeciwko niego. 
- Opowiadaj - rzekłem.
- Szczerze, nie ma za bardzo o czym. Wszystko poszło gładko, jak zwykle zresztą. 
- Czyli, że nie było żadnych problemów, nic? 
Przytaknął. To było z lekka wręcz niemożliwe, aby wszystko działo się idealnie. Prawie zawsze musieli coś popsuć, nie zrobić czegoś jak mieliśmy w planach. Chociaż zdarzały się przypadki, takie jak najprawdopodobniej ten, kiedy wszystko się udało po mojej myśli. 
- To dobrze - kącik moich ust uniósł się ku górze. - Cieszę się, że chociaż ty niczego nie zjebałeś. 
- Bo ja jestem Cal Pal, a Cal Pal robi wszystko zawsze jak najlepiej i mu to wychodzi - powiedział z wyższością.
- Niech Cal Pal się tak nie podnieca -zaśmiałem się. 
Od dawna wydawało mi się, że z nim rozmawiało mi się najlepiej. Zawsze robił to co mu kazałem, słuchał mnie, najbardziej starał się podczas wykonywania swoich obowiązków. Nie mogłem powiedzieć, że Ash i Mike byli kompletną klęską, ponieważ również bardzo dobrze sobie radzili w robocie, robili to co im powiedziałem, jednak często mieli mi coś do zarzucenia podczas tego, a ja tego nienawidziłem. 
- Ale serio, sam aż się dziwiłem, że wyszło tak dobrze - powiedział Calum.
- Wiem, wierzę ci. Ze spokojem. 
Uśmiechnął się. 
- Luke, mogę o coś spytać?
- Jasne.
- Do czego ci te wszystkie akcje z Harrym i w ogóle? 
- Umm.. Jak na razie nie mogę powiedzieć, sorry. Taka mała tajemnica. Okay?
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak, tak oczywiście - uniósł kąciki ust.
Przez moment nie miałem pomysłu na temat naszej konwersacji. Cal wyjął telefon z kieszeni i coś w nim robił, a ja oglądałem pokój, w którym się znajdowaliśmy. Popielate ściany bardzo dobrze komponowały się wraz z białymi meblami. Dwie prostokątne szafy z półkami, na których poustawiane były rzędy książek. Biurko stało przy końcu pokoju, naprzeciwko drzwi. Na nim stała srebrna, metalowa lampa oraz leżał laptop. Po lewej stronie od drzwi stały dwie sofy oraz dwa fotele, również białe. Na środku pokoju leżał prostokątny, szaro-popielaty dywan. Pomimo tego, iż jestem facetem, potrafiłem dostrzec takie detale. Szczególnie wtedy, kiedy mi się nudziło.
- Och, właśnie, ważna sprawa. Kiedy będzie dziewczyna? - spytałem.
- Niedługo, chyba. Szła pieszo, czyli jakieś pół godziny drogi stąd. Masz jeszcze trochę czasu. 
- Okay, dzięki - wstałem z sofy, podszedłem do bruneta i klepnąłem go w ramię, a następnie wyszedłem z pomieszczenia, aby sprawdzić co się działo w kuchni. 
Wszystko było pięknie wysprzątane, w ogóle nie można było dostrzec śladów obecności mąki, która była tu chwilę temu. Był to jeden z powodów, dla których nie było warto wyprowadzać się od chłopaków. Oni sprzątali, gotowali, robili praktycznie wszystko, a ja nic. To było idealne. 
W momencie, kiedy znalazłem się w kuchni, Ashton wkładał blachę z ciastem do piekarnika. Mike ścierał cały bałagan z blatu kuchennego. Usłyszałem za sobą kroki Hooda, który powędrował do salonu, aby pooglądać telewizję. Nagle usłyszałem krzyk.
- Daniel!
Odwróciłem się w stronę, z której pochodził dany odgłos i zobaczyłem Michaela, który machał rękoma w panice, rozglądając się nerwowo na boki.
- Co? - spytałem.
-  Daniel! Daniel zniknął!
Spojrzałem pytająco na Ashtona.
- Daniel to maskotka, którą Mikey przyniósł przedwczoraj. Wiesz, ten lew - wytłumaczył.
- Aaa, faktycznie. Kojarzę go.
- Gdzie jest Daniel?! - zielonowłosy panikował. - Przed chwilą tu był!
- Uspokój się Mike, będzie dobrze - pocieszał go brązowooki blondyn. 
Rozejrzałem się wokół siebie, szukając wzrokiem danej maskotki. Moją uwagę przykuło coś w kolorze ciemnego kremu, leżące pod jedną z komód. Podszedłem do mebla, schylając się, aby dostrzec przedmiot. Niestety mój wzrost nie pozwalał mi na to. Musiałem się położyć, żeby zobaczyć co to. Wykonałem to. Tak jak sądziłem, znalazłem zgubę. Wyciągnąłem ją, potrząsnąłem, aby otrzepać z kurzu i wróciłem na swoje poprzednie miejsce. 
- Mike? - chłopak spojrzał na mnie, a ja pokazałem mu pluszowego lwa.
- Daniel! - wrzasnął i podbiegł do mnie, wyrywając mi z ręki maskotkę. Przytulił ją mocno. 
- Gdzieś ty był głuptasie? Wiesz jak się martwiłem? Nigdy więcej mi tak nie rób - mówił do lwa. 
Wywróciłem oczami. 
- Luke? - uniosłem swój wzrok. - Gdzie ty go znalazłeś?
- Pod komodą - rzekłem. 
- O Jezu, tak ci dziękuję, bardzo bardzo - przytulił mnie mocno, skacząc w kółko. 
- Michael, puść mnie - zrobił to co kazałem. 
Odwrócił się i poszedł do Caluma, prowadząc monolog z Danielem. W tamtym momencie nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić. Prawdopodobnie usiadłbym na ziemi i siedział na Twitterze w moim telefonie, gdyby nie upragniony dzwonek do drzwi. 
- To do mnie - oznajmiłem, udając się, aby otworzyć drzwi. Po wykonanej czynności ujrzałem zapłakaną Alessandrę, która na mój widok rzuciła mi się na szyję. Głaskałem ją delikatnie wzdłuż pleców, kiedy ona wypłakiwała się w moje ramię. 
- Co się stało? - spytałem.
- Mogę tu zostać? - pociągnęła nosem, patrząc na mnie wyczekująco.
- Jasne - odparłem. - Proszę, wejdź.
Otworzyłem szerzej drzwi, robiąc dziewczynie przejście. Weszła niepewnie do środka, rozglądając się. 
- Zdejmuj z siebie buty, płaszcz i chodź do salonu - uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie. Pokiwała głową. 
Poczekałem, aż dziewczyna zrobi to, o co prosiłem. Kiedy tak się stało, udaliśmy się w stronę salonu. Trzymałem rękę na dole jej pleców, zataczając nią powolne kółka. Kiedy weszliśmy, wzrok chłopaków spoczął na mojej towarzyszce. Uśmiechnęła się do nich słabo. Pokazałem jej gdzie może usiąść, po czym sam zająłem miejsce niedaleko.
- Chcesz coś do picia? - spytałem. 
- Jeśli to nie problem - rzekła cicho.
- Ash? - zwróciłem się do chłopaka. - Mógłbyś zrobić jej kakao, proszę?
- Ta - wstał, udając się do kuchni. 
Podczas gdy Irwin przygotowywał napój, reszta chłopaków przedstawiła się dziewczynie oraz zadawała jej przeróżne pytania. Nazywali ją Alessandra, lecz dziewczyna prosiła, aby mówić na nią Alex. Starałem się, żeby czuła się jak najlepiej w naszym towarzystwie. Po chwili Ashton przyniósł Alex kakao, które wypiła ochoczo. Następnie Michael zapragnął pokazać jej Daniela, opowiedział jak to się stało, że mieszka z nami oraz różne bezsensowne historie z 'życia' maskotki. Wydawało mi się, że Alex przez to polepszył się humor.
- Chciałabyś teraz nam opowiedzieć co się stało, czy wolisz-
- Teraz - przerwała mi. 
Podczas jej opowieści starałem się okazać jej jak największe współczucie, zdziwienie oraz zrozumienie. Wszyscy tak robiliśmy. Po skończeniu przytuliłem ją do siebie, całując w czubek głowy.
- Jak dobrze, że cię mam - rzekła.
- Nas - poprawił ją Calum.
- Was - zaśmiała się.
- Odprowadzić cię do pokoju? - spytałem.
- Jakbyś mógł. 
- Luke? - odezwał się Ashton.
- Hmm?
- Mamy cztery pokoje, a pięć osób w domu. Jak to rozwiążemy. 
- Będziesz spać u Caluma - uśmiechnąłem się zwycięsko.
- Ale - odezwał się wspomniany chłopak.
Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem, a ten natychmiastowo zamilkł. 
- I dla zrozumienia. Będziesz u niego nie dlatego, że nie chcę ci odstąpić mojego pokoju, tylko po prostu on ma tam czysto, w porównaniu do pozostałych. 
- Okay, rozumiem - uśmiechnęła się. 
Udaliśmy się w stronę sypialni. Po drodze prowadziliśmy konwersację, podczas której Alex często chwaliła wnętrze domu.
- Harry to kompletny chuj, zawsze taki był. Współczuję ci, że musiałaś z nim mieszkać. To musiało być okropne - powiedziałem.
- Jakoś to zniosłam. Nie było aż tak źle - wzruszyła ramionami. Dostrzegłem cienką ranę na jej policzku. 
- Co ci się stało? - spytałem. 
- N-nic takiego.
- On ci to zrobił? - zaczęła się jąkać, nie wiedząc co odpowiedzieć. - Nie wierzę, jak można być tak podłym. Ale to Harry, po nim można się wszystkiego spodziewać. Mam nadzieję, że nie zaciągnął cię do łóżka.
- Nie, a dlaczego? Poza tym, dla mnie był miły, naprawdę. Może to dziwne, ale dało się go nawet polubić. Aż do dziś.
- To dobrze, że nic więcej ci nie zrobił. Zawsze tak jest, najpierw chce się zaprzyjaźnić i w ogóle, wszystko jakby w bajce, a potem rani dziewczynę i ją porzuca. Miałaś szczęście, że nie zdążył. 
- Och... Nie wiedziałam.
- Skąd mogłaś? - uśmiechnąłem się. 
Dotarliśmy pod pokój. 
- Dasz radę teraz sama się rozpakować i tak dalej? - spytałem.
- Tak, jasne - odparła.
- Okay. Jakby co, będę w salonie. 
Odwróciłem się na pięcie, wracając do pomieszczenia, w którym znajdowali się chłopcy. Po drodze spojrzałem na zegar ścienny, na którym widniała godzina dwudziesta pierwsza. Jak na tą porę, na zewnątrz było dosyć jasno. Nagle poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem go, odblokowując ekran, aby przeczytać wiadomość. Nie była ona zadowalająca. Oczywiście nie miałem najmniejszego zamiaru odpisywać prawdę, szczególnie ze względu na nadawcę.

 
**
Jakby ktoś nie zczaił to ten sms od Harry'ego jest xd. Rozdział z lekka nudnawy, ale po prostu musiał taki być. Wiem, mówiłam, że Stylesa nie będzie, a trochę jest. Stęskniłam się za nim po prostu.
To jest Daniel:
 

Miałam to już napisać w poprzednim rozdziale. Powiedzmy, że 5SOS mieszkają w Londynie, gdzie dzieje się cała akcja. Nie martwcie się więc, Alex nie biegła do nich z Londynu do Australii xd.

http://vine.co/v/MXbrJ9v60QI Alex i Luke ze sobą gadają. Oni coś knują, ja wam mówię..